W Pogorzanach (powiat limanowski) trwa druga odsłona Ognia – konceptu kulinarnego, który opiera się wykorzystaniu płomieni i żaru jako głównego narzędzia i techniki do przygotowywania potraw. Jest to nawiązanie do trendu kulinarnego, który można nazwać powrotem do kuchni prymitywnej, a więc takiej, która w swych założeniach odrzuca wszystkie nowoczesne formy przygotowywania jedzenia – a zostawia tylko te najbardziej tradycyjne. W tym koncepcie dużą wagę przywiązuje się do dobrych jakościowo (nieprzetworzonych) produktów – od ziół zbieranych na pobliskich łąkach po ryby czy mięso, dostarczane bądź to z własnych hodowli, bądź od najbliższych lokalnych dostawców. To kuchnia wspólnotowa, jak przy ognisku, z którym chyba większość z nas ma same pozytywne wspomnienia. Na jedzenie trzeba poczekać dłużej, ale też proces powstawania kolejnych dań dzieje się na naszych oczach.
Rodzicami Ognia jest rodzina Lorków, która w swoim gospodarstwie Koziarnia w Pogorzanach, przy wsparciu szefów (chrzestnych): Przemka Błaszczyka, Aleksandra Barona, Rafała Bernatowitza, Pavla Portoyana rozpaliła Ogień do życia. Obserwując poczynania jej twórców od razu nasuwa się skojarzenie z południowoamerykańskim konceptem asado/parrilla – przygotowywaniu jedzenia na ogniu czy grillu rozsławionym m.in. dzięki Francisowi Mallamannowi i jego gotowaniu w bezkresach Patagonii.
Przewidując dalsze działania – Aleksander Baron podczas Terroir Warsaw wprowadził już ten koncept w życie – możemy się spodziewać także pieczenia/gotowania w ziemi (hiszp. curanto), czyli wykorzystania ziemi jako naturalnego pieca. Wykopuje się w ziemi dół, i w nim rozpala ognisko, a gdy drewno się wypali układa się na nim jedzenie i zasypuje ziemią. Pozostaje odkorkować butelki, napawać się dźwiękami natury lub cieszyć towarzystwem. Po kilku godzinach jedzenie jest gotowe.
Pogorzański Ogień w tegorocznej odsłonie rozpalany jest raz w miesiącu (wiosna/lato), i każdego miesiąca oprócz stałej ekipy dołączają inni kucharze. Podczas lipcowego Ognia, na który udało nam się przyjechać był to Maciej Nowicki, szef kuchni Muzeum Pałacu Króla Jana III Sobieskiego w Wilanowie.
Jak możecie się domyślić, wraz z różnymi szefami – gośćmi zmienia się menu. Zależy ono też od dostępności sezonowych produktów. Tego dnia w karcie było 8 pozycji. My zaczęłyśmy od zupy jabłkowo-chrzanowej na cydrze (18 zł). Następnie podano dwa dania, które traktowałyśmy jako przystawki: pikantny marynowany bakłażan na grzance (25 zł) oraz rewelacyjny podpłomyk z wędzonym pstrągiem i kawiorem (22 zł). Na dania główne wybrałyśmy szaszłyk wieprzowy z pomidorami (35 zł) i opcję wegetariańską – znaną z Lipowej – bakłażan ze szpady z dodatkiem czosnku i kolendry (22 zł). Płyny uzupełniłyśmy cydrami Ignaców i różanymi lemoniadami.
Do Pogorzan najlepiej dojechać samochodem, od Krakowa dzieli je ok 50 km, a trasa jest wyjątkowo urokliwa i pełna pięknych widoków. Na pewno nie zabłądzicie, bo w określone Ogniem weekendy do Lorków zmierza sznur samochodów z różnych zakątków Polski. Co prawda kierowca będzie trochę poszkodowany jeśli chodzi o trunki, ale z uwagi na fakt, że w tym roku niestety nie można degustować najlepszych cydrów od Lorków, to bilans może się wyrównać.