Przejdź do treści

Marrakesz – Turystycznie po byłej stolicy Maroka

 Marrakesz (مراكش | Marrakech)

Przyjeżdżamy i leje tak bardzo, że jestem bliska załamania. Blisko, blisko, coraz bliżej … i załamuje się na całego w ciemni naszego pokoju. Natychmiastowo potrzebuje ratunku, więc idziemy szukać jakieś zadaszonej jadłodajni. Trafiamy na restauracyjną powódź, bo dach nie wytrzymuje ilości deszczu. No cholera jasna, serio? Przecież jestem w Afryce! Nie wygląda to dobrze, co zrobimy jak będzie padać przez kolejne 2 dni? Humor poprawia mi ciepły, domowy hummus. Najedzona czekam z nadzieją na jutro.

„Wstawaj, wstawaj nie słyszysz?” Próbuje ogarnąć rzeczywistość – o słyszę, ptaszki – będzie ładnie. W półśnie otwieram drewniane okiennice i niestety ptaszyna okazała się być kłamliwym stworzeniem. Niech to! Chodźmy chociaż zjeść śniadanie, a później zaczniemy rozpaczać. Śniadanie tak bardzo zachwalane na stronach hotelu okazuje się być naleśnikami baghrir ze słodkim przetworem mlecznym (rozpuszczony serek homogenizowany?). No i lipa, nie lubię dań na słodko. Mamlam ten dobrobyt śniadaniowy, kawuje  i próbuje wymyślić jakąś alternatywę dla moknięcia. Nie znajduje rozwiązania, pakuje więc aparat do profesjonalnego worka ochronnego (serio!) i idę zdobywać kolejną stolicę. Okazuje się, że i to miasto było kiedyś stolicą Maroka, tym samym nasza wyprawa mogłaby nazywać się „Wszystkie stolice Maroka” lub „Szlak miast królewskich”, no ostatecznie „Przemoknięte serca miast”. Tandetnie? No cóż. Po godzinie nadchodzi długo oczekiwanie rozpogodzenie. Może jednak coś zobaczymy. Nie wiadomo, co z tą pogodą jeszcze będzie, więc szybko przejmujemy rolę turysty-wycieczkowicza i zaczynamy odhaczać punkty z przewodnika. Tak mi się przynajmniej  wydaje, bo przewodnika jak zwykle ze sobą nie zabrałam.

PatTravel_2015Marakesz001-2PatTravel_2015Marakesz001

La Ville Rouge

Miasto mieni się odcieniami czerwieni i ochry. Legenda głosi, że gdy Marrakesz powstawał, to w kraju toczyła się krwawa wojna i dlatego też wszystkie domy i otaczające je mury przybrały barwę krwi. Historia naciągana – jak to w legendach – ale wypada jednak przyznać Marokańczykom, że potrafią dobrze dbać o identyfikację kolorystyczną.

PatTravel_2015Marakesz001-40PatTravel_2015Marakesz001-14PatTravel_2015Marakesz001-19PatTravel_2015Marakesz001-38PatTravel_2015Marakesz001-3aPatTravel_2015Marakesz001-33PatTravel_2015Marakesz001-32a

Mellah

Zwiedzamy, ale początki są bardzo trudne. Szukając pałaców trafiamy do starej żydowskiej dzielnicy.PatTravel_2015Marakesz001-5PatTravel_2015Marakesz001-4a

 Tombaux Saadiens

Pierwszym miejscem turystycznym, które przypadkowo namierzamy są Grobowce Saadytów. Jak nazwa wskazuje jest to rodzaj cmentarza dla sułtanów i dostojników dynastii Saadytów. Grobowce powstały za panowania sułtana Ahmeda al-Mansur Saadi (1578-1603), ale dla współczesnych odkryto je dopiero w 1917. Wstęp 10 MAD (4 zł).  PatTravel_2015Marakesz001-8PatTravel_2015Marakesz001-5a

Palais Bahia

Nadal szukając Pałacu Badia, docieramy do Pałacu El Bahia. Dochodzą mnie słuchy, że to harem. Pałac wybudowany przez wezyra Bou Ahmeda dla jego 4 żon i ponad 20 kochanek. Dla turystów udostępnione są poszczególne pokoje. Jak na 4 zł wstępu (10 MAD) to nie jest źle – jest arabska ornamentyka, mozaiki ceramiczne, zdobienia w (i na) drewnie, trochę roślinek. Mnie to wystarczy, bo mam okazję porobić trochę fotek. Niestety nie wszyscy podzielają moją pozytywną opinię o pałacu i dostaję szlaban na Palais Badia. PatTravel_2015Marakesz001-13PatTravel_2015Marakesz001-9PatTravel_2015Marakesz001-10PatTravel_2015Marakesz001-11PatTravel_2015Marakesz001-9 (2)PatTravel_2015Marakesz001-10 (2)

Jordan Majorelle

Podejmujemy decyzje zobaczenia osławionego Jordan Majorelle. Ogród botaniczny został zaprojektowany przez francuskiego artystę Jacques Majorelle w latach 20 czyli w okresie kolonialnym. W 1980 roku ogród został własnością Yves Saint-Laurent i jego faceta Pierre Bergéa. Po śmierci YSL (2008) jego prochy zostały rozrzucone w ogrodzie. Ostatnio oglądałam film „Yves Saint Laurent” i tematu za nic w świecie nie chciałam odpuścić. Co prawda film był kiepski, ale czegoż to Yves w Marrakeszu nie wyprawiał. Muszę to miejsce zobaczyć. Tradycyjnie taksówka, negocjacje i proszę bileciki. A tu zdzierstwo na nazwisku – wstęp 5 x droższy, cena 50 MAD (20 zł). Za chwilę się dowiem, że nie warto. Spoko jeszcze tego nie wiem, ekscytacja podtrzymana idziemy oglądać te cuda florystyczne. Hmmm ładny niebieski, ścieżka, doniczka, palma, … kolejna doniczka i kaktus, … palma, kaktus, doniczka i to by było na tyle. W krzakach mijamy kolumnę (małe skojarzenie, ale szybko autocenzuruję swoją percepcję), tabliczka wskazuje że to pomnik ku czci Yves Saint Laurenta. Piękno pomnika podkreślają 4 doniczki z paprotkami jakich wiele w PL domach.  Idziemy dalej palma, kaktus, doniczka … palma, kaktus, doniczka, mostek, stawik, ławeczka … palma, kaktus, doniczka i wyjście.

PatTravel_2015Marakesz001-26a PatTravel_2015Marakesz001-19

PatTravel_2015Marakesz001-28 (2)PatTravel_2015Marakesz001-30 (2)aPatTravel_2015Marakesz001-27 (2)

Palais Badia

Do Pałacu Badia docieramy przypadkiem i dokładnie na kilka minut po tym jak odniosłam aparat do hostelu. Wstęp 10 MAD (4 zł), naciskam więc na wejście do środka. Trochę szkoda, że nie mam teraz mojej 85 (300 mm została w PL), bo okazuje się, że to ulubiona miejscówka stada bocianów. Boćki baaardzo lubią to miejsce i mam silne przekonanie, że to czują się znacznie swobodniej niż w PL.  A przy tym widok mają przedni, bo na ośnieżone szczyty gór Atlas. Robię kilka zdjęć iphonem i ubolewam nad swoją decyzją odstawienia aparatu. Na terenie Palais Badia odkrywać coś jeszcze – Marrakech Museum of Photography and Visual Arts. Już, już zaczynam się cieszyć, ale dlaczego drzwi są zamknięte? Wczytuję się w informację na tablicy – muzeum czynne codziennie, opening hours 9 am to 5 pm – czyli że jeszcze powinno być otwarte. Zaraz, zaraz jest coś jeszcze Wednesday to Monday, hmm niech pomyślę co dzisiaj mamy? Acha, no dobrze. Do widzenia. PatTravel_2015Marakesz001-43

Jemaa El Fna (جامع الفنا)

W ciągu naszego pobytu Plac Dżamaa al-Fina mijamy dziesiątki razy, jako że nasz nocleg  zlokalizowany był na jednym z suków odchodzących od tegoż placu. Znacie film „W stronę Marrakeszu”?, spora część tego obrazu kręcona była właśnie na tym miejscu. Tyle, że w rzeczywistości nie jest on ani tak hipisowski, ani tak bajkowy. Sam plac nie zmienił się od wielu lat, ale klimatu już tam niestety nie ma. Najważniejsze są tutaj pieniądze – żebrane, wyciągane, szantażowane … Nie mogę też patrzyć na małpki na łańcuchach. Smutno jakoś.

Wszystkie zdjęcia z placu to zdjęcia wykonane metodą szpiegowską, z boku, z tyłu, za ramienia, z pozorowanego ujęcia itd. a wszystko dlatego aby uniknąć opłaty 10 euro. Na placu było jednak też coś fajnego – znaleźliśmy tam tanią miejscówkę z owocami morza, ale o tym opowiem niebawem w poście o kuchni marokańskiej. c.d.n

Nie przegap kolejnych wpisów. Zapisz się do newslettera.