Uprzejmie informuję, że moja pierwsza podróż w 2015 została szczęśliwie zakończona. Odwiedziłam MAROKO. Idea tego wyjazdu była podniosła, bo były to wyjazdowe urodziny mojej przyjaciółki.
Wyjazd krótki, w planie Fez (فاس) – Meknes (مكناس) – Rabat (الرباط) – Marrakesz (مراكش). W ostatnim momencie z planów wykreślamy Casablancę, bo ponoć bardzo brzydka i nie ma nic wspólnego z filmem (jak to?).
Startujemy z Krakowa z przesiadką w Bergamo i po około 1,5+3 godzinach dotykamy afrykańskiej ziemi. Lądujemy na lotnisku Fes–Saïss Airport, idziemy na autobus #16, który ma nas dowieź w pobliże naszego hotelu. Plany świetne, precyzyjne (jak zawsze), tyle że na miejscu komunikują nam, że autobusy wieczorem nie jeżdżą. Wraz z tą informacją, pojawiają się liczne oferty usług transportowych w „atrakcyjnych” cenach 160-200 MAD (ok. 70 zł). Nie dajemy jednak za wygraną, stoimy na specjalnym kamieniu – taki symboliczny przystanek – i czekamy. Razem z nami autobusu wypatrują trzej Marokańczycy powracający z włoskiej emigracji. Niestety potwierdza się wersja o braku autobusu i już tylko nadzieja w marokańskich braciach. Coś tam gadają, pojawiają się małe kłótnie (z mowy ciała wnosimy, że jesteśmy przedmiotem niezgody). Koniec końców, nasi bracia w niedoli pozyskują taksówkę za 100 MAD (ok. 40 zł/5 osób). Pakujemy się do środka – na przednim siedzeniu zasiada 2 panów (nie licząc kierowcy), z tyłu jeszcze jeden i my. Ciasnawo, ale deal dobry, sukces osiągnięty, satysfakcja duża. Jedziemy, ale po kilku metrach awantura … coś gadają hablabla i hablabla, nerwowo jeden wysiada grzeboli w bagażniku, wsiada, ruszamy …. ale za chwile kolejny raz hablababla, gość ponownie wysiada. Robi się nerwowo. Wszystko wskazuje na to, że oszalał i to ten jedyny mówiący po angielsku. Nie wiemy czy to ostatnie nasze chwile, czy tylko stracę mój bagażowy majątek. O losie co robić? dlaczego nie chodziłam na samoobronę? Nagle znika facet z przedniego siedzenia, ale drugi po włosku informuje nas, że no problemo i coś w stylu stupido. Koniec wycieczki, wracamy na lotnisko. Sprawa się wyjaśnia w momencie gdy na naszym przystankowym kamieniu dostrzegamy 2 duże pakunki. Pan odżywa. Wszystkie mężczyzny próbują zapakować dodatkowe bagaże do już wystarczająco zapełnionego bagażnika. Po kilku minutach ruszamy do miasta, co ciekawe odnajdując zagubione bagaże, zgubiliśmy człowieka z przedniego siedzenia. Nie próbujemy tego rozumieć. Dojeżdżamy do Ibis hotel i rozpoczynamy świętowanie. Jutro zwiedzamy ...
Fez (فاس | Fès)
Fez to pierwsza stolica Maroka. Miasto, które zachowało charakter średniowiecznej arabskiej metropolii. Tyle wiemy … Nie mamy planów, więc targujemy taksówkę (10 MAD=4 zł) i jedziemy do Fes el Bali czyli tutejszego starego miasta (medina). Tanie taksówki w Fezie maja kolor czerwony (z lotniska wiozła nas biała). Wsiadając do taksówki konieczne jest odegranie scen negocjacyjnych i przeważnie można (a nawet należy) zbić cenę o 25-50%. Lepszym rozwiązaniem jest jednak wymuszenie włączenia licznika, cena takiego transportu jest znacznie niższa od tej ustalanej. Wszystkie nowe taksówki to czerwone sandero lub logany, stare to najczęściej peugeoty. Wędrówkę po wąskich i krętych uliczkach mediny rozpoczynamy od strony słynnej bramy Bab Bu Dżelad. Brama ta od zewnątrz ma kolor niebieski (kolor Fezu), a od wewnątrz pokrywa ją zielona mozaika (kolor islamu). Nad mediną góruje minaret meczetu Al-Karawijjin. Meczet ten to najstarszy uniwersytet świata, który od ponad 1000 lat pełni funkcje centrum nauki islamu. Najlepsze widoki na medinę oferują tarasy restauracji w okolicach Bab Bu Dżelud i placu Kissariat Serrajine. Tarasy jako widokowe, rozrywkowe lub balkonowe to w Fezie standard i prawie każdy dom posiada taki dach … podobnie jak i antenę satelitarną. Ich ilość poraża.
Poruszanie po medinie to mniej lub bardziej (nie)kontrolowane gubienie się. Przy małej ilości czasu lub próbie dotarcia do konkretnego miejsca może okazać się to dość uciążliwe. Dodatkowo jest to doskonale wykorzystywane przez licznych oszustów i naciągaczy. Nas też nagabywali pseudo-przewodnicy, ale szczęśliwie udało nam się uniknąć problemów. Oczywiście zgubiliśmy się parę razy, ale dzięki temu odkryłam kilka dobrych patentów na bezpieczne uzyskanie informacji o kierunku zwiedzania. Po 1. na murach są oznaczenia, drogowskazy, po 2. o drogę można pytać w restauracjach, przy zamówieniach – nikt nie odmówił nam pomocy (+ są to osoby mówiące po angielsku), po 3. podobnie w sklepach, w trudnych przypadkach można kupić np. pocztówkę (ok.50 groszy) i dopytać o dalszą drogę, po 4. kobiety mogą pytać inne kobiety, dobrze jest tez zatrzymać pary z dziećmi (uwaga! nigdy mężczyzna nie powinien zaczepiać kobiety!), po 5. można pytać policję, a tej w Maroku jest naprawdę sporo.
Medina kryje kilka fajnych miejsc, szczególnie urokliwy jest jeden z najstarszych feskich placów Nejjarine. Centralnym punktem tego miejsca jest fontanna, o tej samej nazwie. Najważniejsze w medinie są oczywiście suki. W wielu domach na parterze znajdują się sklepy, warsztaty, restauracje. W sklepach sprzedaje się wyroby wytwarzane w warsztacie położonym na tyłach domu. Na suku można kupić absolutnie wszystko, od wyrobów dla turystów, skór, dywanów, po świeżo ukatrupionego kuraka. Sklepy w medinie zgrupowane są w branżowe dzielnice. Każda dzielnica ma własny meczet, szkołę koraniczną, hamman (łażnie). Z uwagi na wyjątkowo wąskie uliczki, dostawy do sklepów odbywają się głównie na skuterach, koniach, osłach i mułach. Podobno w Fezie jest ponad 10 tys. osiołków, i uwierzcie, że każdy z nich baaaardzo ciężko pracuje. Aż serce boli jak te zwierzęta są objuczone.
W Fezie najtrudniejsze dla nas było dotarcie do Tannerie (są dwie garbarnie Sidi Moussa i Chouara). Nie chodzi o jakieś problematyczne dojście do nich, ale o fakt, iż w tym miejscu następuje ciężka do zniesienia eskalacja nagabywania. Wszyscy chcą się wykazać pomocą, każdy ma „najlepszy widok”, każdy zna „najkrótszą drogę” i tylko opłata 10 euro, wydaje się być jakoś mało atrakcyjna. A sprawa wbrew pozorom jest dość prosta, należy kierować się strzałkami na murach, a następnie wejść do pierwszego większego sklepu z skórzaną galanterią. Za darmo (za obietnicę oglądania artykułów w sklepie) lub za małą opłatą 10 MAD można skorzystać z tarasu sklepowego i zobaczyć co kryją podwórka garbarni. Tannerie Chouara (Garbarnie Szawara) słynie z zapachu, którego my prawie nie doświadczyliśmy. Co za strata. Niezwykłość tego miejsca wynika jednak z innego faktu, a mianowicie stosowany w garbarni proces produkcyjny nigdy nie został zmieniony. Barwienie skór odbywa się w niezmienionej formie od setek lat. Nadal stosują wyłącznie naturalne barwniki tj. szafran, miętę, hennę, a do zmiękczania skóry używają gołębich odchodów.
Mimo opisanej atrakcji, w Fezie nie nabyłam żadnego artykułu ze skóry, a swoją wypasioną skórzaną sofko-pufkę nabyłam dopiero w Marrakeszu. Ale o tym w następnym odcinku … c.d.n.